W Fińskim Stowarzyszeniu Bibliodramy jest około 60 osób. Dużo wśród nich pastorów albo diakonów kościoła ewangelickiego – obu płci, choć ogólnie przeważają kobiety. Szkolenie z bibliodramy zgodne z europejskimi standardami trwa ok. 2 lat. Sirpa Juola – szefowa Fińskiego Stowarzyszenia Bibliodramy – zaprosiła mnie do udziału w warsztatach organizowanych w ramach Dnia Kościoła w Kuopio.
Warsztaty, które prowadził młody pastor trwały około 90 minut. Przybyło na nie 12 osób. Uczestniczki (same kobiety) były raczej zaskoczone moją obecnością. Niektóre zareagowały z dużą otwartością i chętnie przechodziły na angielski, inne wykazywały dyplomatyczny dystans. Jedna okazywała mi otwarcie swoją wrogość. Przeszkadzał jej hałas, który powstawał, gdy ktoś tłumaczył mi z fińskiego na angielski, (jednak to ona właśnie dziękowała najbardziej za moją obecność na końcu spotkania). Warsztaty były oparte o fragment Ewangelii, przedstawiającej spotkanie Jezusa z uczniami po zmartwychwstaniu. On przychodzi, oni nie dowierzają, boją się, myślą, że to zjawa, a wtedy Jezus prosi o coś do jedzenia i oni podają Mu chleb i rybę. Zaczęło się, jak zwykle w Finlandii, od bibliologu. Niewiele z tego wyniosłam, bo był w języku fińskim. Później były różne elementy bibliodramy: wprowadzenie tekstu, dzielenie w grupach, rysowanie. Była też gra, która przyniosła mi najwięcej radości.- Zdecydowałam, że będę rybą, którą dostaje Jezus. Gra odbywała się w ten sposób, że prowadzący czytał tekst, a aktorzy odgrywali to, co słyszą. Mój wybór roli był bardzo trafny, także dlatego, że ryba (po fińsku kala) to jedyne słowo w języku fińskim, które wtedy znałam i byłam w stanie wyłowić je z czytanego teksty. Gdy pojawiło się słowo kala to wyciągnęłam ręce, gotowa do wzięcia przez Jezusa. Ale Jezus, grany przez niechętną mi panią, całkowicie mnie zignorował i zadowolił się jakimś rekwizytem. Czułam, że się nie rozumiemy. Gdy nadszedł czas na pytania „w rolach”, zapytałam Jezusa, dlaczego mnie nie chciał. Był bardzo zmieszany, zaczął się tłumaczyć, że nie zauważył, że nie zrozumiał, itd. Już po wyjściu z sali osoba ta powiedziała mi, że było to dla niej bardzo mocne doświadczenie, bo zobaczyła jak często w życiu szuka wszędzie, po omacku, a to, co cenne ma tuż pod ręką. Dla mnie ten czas był bardziej zabawą niż głębokim duchowym przeżyciem, ale kolejny raz pojawiło się we mnie pytanie: jak dobrze poprowadzić warsztaty BD w grupie zróżnicowanej językowo?…
Gdy Sirpa Juola dowiedziała się, że ponownie przyjadę do Kuopio, ustaliła termin dorocznego spotkania liderów Fińskiego Stowarzyszenia Bibliodramy na 10 września. Do rezydencji biskupa luterańskiego w Kuopio przyjechało 10 osób (znów same panie). Tym razem spotkanie było dłuższe i oparte o tekst opisujący scenę Przemienienia Pańskiego (Mat.17;1-8) Elementem dla mnie nowym w klasycznie poza tym przebiegających warsztatach była refleksja po każdej części zajęć na temat sposobu prowadzenia. Co mi się spodobało, a co mniej? Czego się nauczyłam?. Nowym elementem było tu też dla mnie umiejscowienie siebie w reprodukcji obrazu przedstawiającego opisaną scenę. Można było wybrać jedną z trzech reprodukcji barokowych obrazów i poszukać w niej swojego miejsca. Potem należało znaleźć sobie jakiś kącik w sali i skupić się w nim przez 5 minut. To był czas ciszy, w której każdy miał opowiedzieć Jezusowi dlaczego właśnie tutaj, w tym miejscu sceny jest i jak się z tym czuję. Element kontemplacji był dla mnie bardzo poruszający w tamtych okolicznościach. Dla pozostałych uczestników mocnym doświadczeniem było ćwiczenie, w którym każdy po kolei siadał na środku sali, a ktoś inny podchodził z tyłu i bardzo delikatnie wypowiadał zdanie: „jesteś moim umiłowanym dzieckiem”. Podczas dzielenia osoby mówiły, co znaczyło dla nich usłyszeć te słowa skierowane do siebie, a także usłyszeć je powtarzane wielokrotnie… Ja nie miałam podobnych doświadczeń – nie pozwoliła na to bariera językowa. Jedyna gra odbywała się w triadach. Przedstawiałyśmy rozmowę Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem. Język nie był problemem. Zapytałam Jezusa czy się boi. Najpierw był bardzo zmieszany, a potem odważył się przyznać do lęku czyli jakby do swego człowieczeństwa. Pokazało mi to różnice między obrazem Jezusa u katolika i u ewangelika… Te różnice nie były przeszkodą choć miejscami były zauważalne. ( Dla uczestników sam fakt, że ja jestem katoliczka i że na razie wszyscy członkowie Polskiego Towarzystwa Bibliodramy są tego wyznania było dużym zaskoczeniem. – zdaje się, że pozytywnym… )
Kościół katolicki w Kuopio okazał się otwarty na doświadczenie bibliodramy. To jest maleńka parafia. Terytorialnie ogromna, ale liczy około 100 wiernych. Na mszę niedzielą przychodzi około 50 osób, największą grupę stanowią uchodźcy z Birmy. W tygodniu na mszy bywa 2-3 osoby. Parafia powstała 19 marca 2016 roku, więc jest tak naprawdę na etapie wczesnego rozwoju. Birmańczycy nie angażują się w nic, co nie jest związane z ich grupą, a pozostali parafianie albo nie angażują się wcale, albo we wszystko, w co się da i co pojawi się na horyzoncie. Gdy ja się pojawiłam, to wymyślili, że poprowadzę dla nich warsztaty z bibliodramą. Zaprosiliśmy na te warsztaty także polskie siostry urszulanki pracujące w sąsiedniej parafii. Nie znalazły czasu w sobotę, ale poprosiły, bym poprowadziła takie warsztaty dla młodzieży przyjeżdżającej do nich na katechezę. Podjęłam wyzwanie i w sobotę 17 września pojechałam do Jyväskylä, miasteczka oddalonego 150 km od Kuopio. Na zajęciach było 14 osób w wieku 13-18 lat oraz 4 rodziców. Prowadzenie tych zajęć było dla mnie szczególnie trudne. Pierwszy problem, to był język. Młodzież mówiła po fińsku, hiszpańsku, polsku i wietnamsku. Oczywiście wszyscy też mówili po angielsku i to znacznie bieglej niż ja. Ale dużo większe trudności wynikały z różnorodności wiekowej uczestników. Przepaść emocjonalna miedzy 13 i 18 latkami była ogromna. Rodzice odnajdywali się świetnie i tak naprawdę to ich obecność sprawiła, że te zajęcia się odbyły i udały. Młodzież, zwłaszcza ta młodsza, zbytnio obawiała się opinii rówieśników.
Wybrałam chrzest Jezusa w Jordanie. Uznałam, że ten tekst dodatkowo pomoże części z nich przygotować się do bierzmowania, które odbyło się miesiąc później. Najmocniej zaangażowali się w scenki, które odgrywali w triadach.
Pozostała jeszcze ekipa z parafii w Kuopio czyli kilka osób, którym bardzo zależało na tych warsztatach. Obiecałam je poprowadzić, jeśli zgłosi się 6 osób. Na listę wpisało się pięć…. Problem pojawił się, gdy dwie nie przyszły. Za to przyszła jedna „z ogłoszenie”. Wywiesiłyśmy plakat przed kościołem i Ulla – 70 letnia luteranka z sąsiedztwa – zdecydowała się dołączyć. Dla mnie było to kolejne wyzwanie: bardzo mała grupa i teksty w kilku wersjach językowych (Fiński, Angielski, Polski, Wietnamski). Ponieważ każda z osób znała co najmniej dwa języki, korzystanie z dwóch wersji tego samego przekazu biblijnego było dla nich ubogacające.
Warsztat oparłam o spotkanie Jezusa z Bartymeuszem (Łk 18,35-43). Zależało ło mi na tym, było jak najwięcej pracy indywidualnej, która niwelowałaby niedostatek liczebności grupy. Miałyśmy dużo czasu (ok. 6 godzin) więc można było pracować bardzo wolno. Po zajęciach poprosiłam uczestników, by sami odpowiedzieli na pytanie, które zadawali mi na początku: „co to jest bibliodrama”. Odpowiedzieli tak:
„Bibliodrama to sposób:
• na wczucie się w sytuację biblijną,
• aby popatrzeć na siebie oczami innych;
• żeby poczuć jak to jest być postacią z Biblii;
• na dobrą, pouczającą zabawę;
• na odkrycie własnych uczuć niechcianych;
• na rozruszanie zastygłych kości”
Ktoś napisał : „Bibliodrama, to jest zabawa, ale nie rozrywka. Zabawa, która uczy wielu rzeczy. Przede wszystkim o Bogu, ale pomaga również poznać siebie, poznać przyjaciół. Uczy jak za zatrzymać się nad tekstem biblijnym , pójść o krok dalej i głębiej. Uczy kreatywności również w kontekście czytania Biblii”.
Moje własne doświadczenia spotkań z bibliodramą w Finlandii, utwierdziły mnie w przekonaniu, że bibliodrama to niezwykłe narzędzie ewangelizacji, które służy także poznawaniu siebie, budowaniu relacji i przyjaźni, otwieraniu się na inność, na różnorodność. Różnice kulturowe i bariery językowe są wyzwaniem, ale nie są przeszkodą uniemożliwiającą spotkanie. Moim marzeniem ( które jest też dla mnie wyzwaniem i zaproszeniem do poszukiwań) jest opracowanie takiego sposobu prowadzenia warsztatów, aby język werbalny nie był w ogóle potrzebny. aby wszystko odbywało się bez słów… Wtedy nieznajomość języka nie będzie przeszkodą , bo wystarczy „język serca”.
Dorota Majda